Zima, ale już wiosna.
Karnawał, a na drzewach bazie.
Świat wygląda jak zaczarowany.
Jakby ktoś, kto ma zaczarowaną różdżkę, postanowił zażartować z przyrody i z nas.
Gdybym miała taką, nie wróciłabym zimy. Za bardzo tęsknię za ciepłem i słońcem.
Piernikowa różdżka nie zmieni świata, ale na pewno wywoła uśmiech na twarzy.
Nie tylko dziecka :)
Stało się. Fabryka Piernika doczekała się swojej strony fejsbukowej.
Mam nadzieję, że obie formy komunikacji - blog i facebook - będą się nawzajem uzupełniały i tworzyły spójną całość.
Zapraszam do polubienia strony, oglądania inspiracji i dzielenia się opiniami.
https://www.facebook.com/piernika.fabryka
To już ostatni Franciszkowy tort. Zrobiłam go jako deser po obiedzie, na który zostali zaproszeni dziadkowie i wujkowie.
Czerwona rakieta, czerwony traktor, a teraz czerwony lizak. Tak jak poprzednie,
ten także był bezmleczny.
Przygotowanie ostatniego tortu z lizakiem zajęło mi najmniej czasu.
Efekt oceńcie sami.
Swoją drogą, też chciałabym tak obchodzić urodziny - aż trzykrotnie ;)
Drugi tort urodzinowy Franka zrobiony był na imprezę z udziałem dzieci.
Szalone zabawy, bitwy i gonitwy, wspólne robienie masek zwierząt, bransoletek
i breloków - dzieci były niezmordowane.
W ramach odpoczynku była przerwa na tort, wspólne odrywanie dekoracji
i ich natychmiastowa konsumpcja.
Tort przełożony był bezmleczną masą budyniową z brzoskwiniami i masą czekoladowo-orzechową.
Reszta jedzenia także nie zawierała mleka. Były babeczki bananowe z czekoladą, ciastka owsiane i kokosanki, krówki i czekoladki.
Jubilat bez obaw mógł pałaszować wszystko, co było na stole.
W końcu raz w życiu ma się 4. urodziny!
Tort, który Franek zabrał dziś do przedszkola z okazji swoich 4. urodzin.
Miał być ładny, łatwy i szybki do zrobienia, bo właściwe imprezy zaplanowane zostały na najbliższy weekend. Jedyny warunek do spełnienia: tort miał być
bez mleka.
Trudności zaczęły się piętrzyć już od początku.
Nowa masa na bazie kaszy jaglanej może była pożywna i w miarę smaczna,
ale nie nadawała się do przełożenia tortu. Jedliście kiedyś tort "w miarę smaczny"?
Masę cukrową musiałam robić dwukrotnie, bo pierwsza się rwała w rękach.
Przy okazji zaliczyłam sklep wieczorową porą (po raz drugi), bo glukoza
się skończyła.
A na koniec okazało się, że koncepcja tortu się zmieniła, bo dekoracja
nie wytrzymała grawitacji ;)
Nie wspominam tutaj o notorycznych wypadkach typu upuszczenie łopatki
po kremie i ochlapanie nim części kuchni.
Na szczęście po północy zaczął się nowy dzień i już przed drugą tort był gotowy.
A ja mam nauczkę, że w kuchni też jest potrzebna pokora!